Cytaty staropolskie
A ponieważ w Koronie Polskiej, wszystki miasta, Wsi i szlachta, mają to uprzywilejowanie, że mogą sądzić na gardło złoczyńce, tedy każdemu co potrzeba wiedzieć, jako się w takich rzeczach ma zachować, aby nieskwapliwie, ale z bożą bojaźną, w takich rzeczach roztropnie a sprawiedliwie postępowali, chcąli bydź karania a gniewu bożego. Bo jako nie grzech złego stracić aby nie szkodził dobrym, tak niewinnego wszetecznie stracić wielki grzech jest.
A był tam niedźwiadek, alias in forma człowiek, circiter koło lat 13 mający, którego w Litwie, parkany stawiając, Marcjan Ogiński żywcem osocznikom kazał do sieci nagnać i złapać z wielką strzelców szkodą; bo go niedźwiedzie srogo bronili, osobliwie jedna wielka niedźwiedzica najbardziej broniła, znać, że to była jego matka.
Kto by sie zwał szlachcicem, a nie byłby takiem,
Powinna go opatrzyć jakimkolwiek znakiem.
Pół wąsa mu ogolić, iżeby wiedziano,
Iże go tu niedawno nobilitowano.
Która żona wybije dobrze męża swego,
Żaden jej nie powinien urząd karać z tego.
Gdyż mąż, jak wyższy urząd, nie czuje o sobie,
Bogdajże mu kat wyciął zaraz ręce obie.
Każda rzeczpospolita tymi dwiema rzeczami stoi, nagrodą za dobre uczynki, a kaźnią za złe. U nas że kaźni nie masz, abo barzo mała, wżdy nagroda za dobre sprawy niechajby ludzi wiodła do cnoty. Bo w takowym rządzie; pijanica, wszetecznik, łupieżca, chciwy na pożytek, marnotrawca, mężobójca, zuchwalec, okrutnik, niedbały o Boga, nie urósłby. Abowiem chociaby on nie wiem jako prosił drugiego, trzeciego, i dwudziestego, żeby mu dał głos swój, przecię obiecawszy mu oni proszeni, rychlej by każdy folgował sumnieniu swemu, i dobremu Rzeczypospolitej niźli onej obietnicy, a zwłaszcza gdzieby baliotami takie się rzeczy odprawowały: bo ten co by prosił, wiedzieć by tego nie mógł, jeśli za nim, czyli przeciwko niemu baliotę włożono.
Gdy się spiją, nie chcą się spokojnie zachować,
Chce się im po ulicach po polsku gachować.
Włoszkowie obaczywszy sprosne imbryjaki,
Nieczystem błotem na nich ciska jaki taki.
I często z kilku łotrów szacują nas wszytkich,
I tak się musim wstydzić ich przymiotów brzydkich.
Którzy mają dukaty bawią się rozkoszą,
Kortezyą do Polski i francę zanoszą.
Jakoż przez niedziel dwie wszystko księstwo siedmiogrodzkie prawie z gruntu wyniszczył, bydła wszystkie wytracił, drugie czeladzi wojskowej na granicę, kto tylko co mógł wyprowadzić dopuszczał, żadnej najmniejszej w ludziech swych nie odniósłszy szkody, prócz tylko w koniech dla gór przykrych i gościńców ostrych, także niektórym na wołach węgierskich wyjeżdżać przyszło z Węgier.
Psi tedy w kupie zająca goniąc, nie wszyscy wiedzieć mogą o tropie, ale ich kilka wie tylko, raz mniej, raz więcej; raz ten, raz ów, jako który na ślad napadnie; jednak wszyscy krzykiem iść powinni, jedni drugim wierząc i ich dowodów swemi głosy poświadczając.
Kto mi dał skrzydła, kto mię odział pióry
I tak wysoko postawił, że z góry
Wszystek świat widzę, a sam, jako trzeba,
Tykam się nieba?
To li jest ogień on nieugaszony
Złotego słońca, które, nieskończony
Bieg bieżąc, wrotne od początku świata
Prowadzi lata?
Za tymi tedy drabantami gwardiacy chodzili jak myśliwi za zwierzem, a gdzie tylko z nimi zwarzyli bitwę, regularnie ich porąbali, a najwięcej po twarzach, haniebnie szpecąc przeciętymi nosami, policzkami, odwalonymi uszami pięknych wcale ludzi, nie mając z nich żadnego innego pożytku, tylko jednę sławę, że karłowie bili olbrzymów.
Zjechało się siedm grzechów na sejm do Warszawy.
Huczno, strojno wjechali mając pilne sprawy.
Pycha w rynku stanęła, Lenistwo w ulicy,
Gniew z Zazdrością po dworach, Obżarstwo w piwnicy.
Nieczystość chciała stanąć w rynku przy senacie,
Pycha jej wnet odpowie: „za bramą tam macie
Miejsce wasze od przodkow waszych posadzone,
By nie były warszawskie panny zabrudzone”.
Nieczystość się wnet rzuci na Pychę swym gniewem:
„Nie wiem, czemu by, gdyż mam wolność i pod niebem.
Zjechałam tu, żebym się z Warszawą poznała,
Zaczym trzeba, bym w rynku pierwsze miejsce miała”.