Pierwsza sztuka worka judaszowego z wilczej skóry

Sebastian Klonowic

O tajemnem przywłaszczania cudzych rzeczy.

 

Merkury, wszystkich handlów i przemysłów boże,
Któż twoję mądrość pojąć i wysłowić może?
Ty rządzisz krzywomyślny dowcip, i ty zbroisz
Język w dziwne chytrości, ty postawę stroisz,
Ty lipkie palce uczysz i ręce umkliwe,
Ty oszukać prostaka każesz w oczy żywe.
Za twoją sprawą oszust swoje fałsze zdobi
W piękny płaszczyk, kiedy co foremnego zrobi.
Ty ostatnim ratunkiem, gdy rzeczy nie służą,
Czynisz ochotne nogi i puszczasz na dłużą;
Przypasujesz do kostek podwiązki skrzydlate,
Ubierasz w lotne pierze skroni kryspowate.
Tyś grał na swojej fletni, kiedyś głębokiego
Snu nabawił Argusa stróża sto okiego. –
On śpi, a tyś mu zajął śliczną jałowicę,
Jowisza gromobójce wdzięczną kochanicę.
Tyś uśpił gnuśne serca i świat nieostrożny,
Gdy swym workiem zarzucił Judasz niepobożny
Wiele ludzi. Do tego worka swoje plony,
A nocną zdobycz niesie złodziej zaprawiony.
Ufa swojej chytrości, ufa skrzydłonogiej
Ucieczce; nie uważa sobie przyszłej trwogi.
Ty go uczysz czujności i też gospodarstwa,
Do zamków ingrychtowych trefnego ślusarstwa;
Ty mu drzwi ukazujesz i niezwykle progi
Przez poszycie, że się mknie nieborak ubogi
Po ścianach i po murzech, wczasu nie przestrzega,
Gdy go chuć do cudzego zebrania podżega.
Radby jako on Janus miał i w tyle oczy,
Kiedy na znaczną korzyść cichuczeńko kroczy,
Żeby przed się i za się patrzał na wsze strony,
Żeby on pierwej postrzegł, niż był postrzeżony.
Życzy sobie Gigesa onego pierścienia,
Żeby sam niewidomy, wszytkich widział z cienia;
Dybie pawim sposobem, na palcach się wiesza,
Traci ślad i stopy swe tak i owak miesza.
Radby był Polipusem, który, jako w larwy,
Odmienia się w przygodzie w rozmaite barwy.
Gdzie się jedno obróci ostrożniuchno wszędzie,
Jaką chce, taką sobie postawę uprzędzie.
Jeżli w jakim popłochu podle skały pływa,
Wnetże farby jak skała kamiennej nabywa, –
Podle ziółka zielony, a czarny przy błocie,
Biały przy białej ziemi, gdy bywa w kłopocie,
Takby się rad przewierzgnął w rzeczy te i owe
Zmyślny złodziej i dziecię Merkuryuszowe.
Radby między ścianami uczynił się ścianą,
Żeby się wymiśkował oną swą odmianą.
Rusza krzywym rozumem, kłama, bredzi, mata,
Sprawy swe uwikłane bałamuctwem łata;
Jako sepia z siebie wypuszcza czernidło,
Kiedy na nią zastawią wielowęzłe sidło;
Zakrywa się w męcinach i w wodzie farbownej,
I w swoim własnym brudzie, w potrzebie gwałtownej.
Tak się złodziej w swe kłamstwo, jak w czernidło kryje,
Jak sepia w swój inkaust i w czarne pomyje.
Trzęś się, tyś wziął nieboże, gdy mu mówią w oczy,
Wnet się dziwnym obłokiem, dziwną mgłą otoczy.
Pierwsza sztuka: zaprzeć się pod przysięgą bożą,
Kiedy mu z prędka w głowie koncepty potrwożą.
Wierci się, rzeczą mieni, twarz jako u kura
Indyjskiego podgarłek, już sina, już bura;
Affekty się mięszają, bojażń i sromota.
Ach, gdyby gdzie do chrósta! rusza go ochota.
Od wstydu twarz czerwona; potem bywa blada,
Gdy krew w takiej przygodzie od strachu się zsiada.
Powieści niezgodliwe, słowa zająkawe,
Ręce drżą jak osika i nogi ciekawe;
Oczy prędko biegają, a serce zajęcze;
Wymówki bardzo słabe jak sieci pajęcze;
Radby wyszedł przez fortel, przez krzywoprzysięztwo,
Abo, by też mogło być, i przez czarnoksięztwo.
Oto tobie Judaszów worek, panie bracie,
Coś miał czynić w oborze, w stodole, w komnacie.

 

Sebastian Klonowic – Worek Judaszow