Cytaty staropolskie
Kto mi dał skrzydła, kto mię odział pióry
I tak wysoko postawił, że z góry
Wszystek świat widzę, a sam, jako trzeba,
Tykam się nieba?
To li jest ogień on nieugaszony
Złotego słońca, które, nieskończony
Bieg bieżąc, wrotne od początku świata
Prowadzi lata?
A my też już z Czarnieckim posługowali, jakeśmy umieli; i tak szczęśliwie najadł się czosnku [Rakoczy], że wojsko wszystko zgubił, sam się w [nasze] ręce dostał, potem uczyniwszy targ o swoję skórę, pozwolił miliony i uprosiwszy sobie zdrowie, jako Żyd kałauzowany, do granice [w] bardzo małym poczcie samokilk tylko, zostawił w zastaw umówionego okupu wielgomożnych grofów Katanow, którzy zrazu wino pili, na śrebrze jadali w Łańcucie, jak było nie widać okupu, pijali wodę, potem drwa do kuchni rąbali i nosili i w tej nędzy żywot skończyli. Okup przepadł, on też sam, że nigdzie nie miał oka wesołego, bo gdzie się obrócił, wszędzie płacz i przekleństwo słyszał od synów, mężów, braci, których na wojnie polskiej pogubił, wpadł w desperacyją i umarł. Otóż tobie czosnek!
Więc że kiszka przecięta była, obaczył jeden czerwony złoty; dalej szukając, znalazł więcej: dopieroż inszych pruć, i tak znajdowali miejscami złoto, miejscem też błoto.
Tak nie głodny, co się najadł, jako co mu się jeść nie chce. Tak ma dosyć, co ma siła; jako, co więcej nic pragnie. Swoja dola każdego uszcześcić może, w każdem pożyciu szcześliwym się bydź godzi. Dobrze nasz Kochanowski: Siła posiadł włości, kto ujął chciwości.
W tych zaś wszystkich potrawach najbardziej przestrzegano wielkości, tak iż półmiski i misy musiały być czubate. Między pomienione pieczyste z mięsa stawiano także torty i ciasta francuskie, które jeszcze dotąd widujemy, ale te ciasta owych czasów dla nie wydoskonalonej sztuki kucharstwa były bardzo ciężkie i grube względem teraźniejszej delikatności onych.
Król J. M. jął mówić, wierę te psy okarmić musiano, iż niedźwiedzia brać nie chcą, powiedział: przeto, królu, każ tu pisarze swe spuścić, tym nic nie wadzi, by się nie wiem jako objedli, przedsię oni zawdy dobrze biorą
Oj, nie rzecz, nie rzecz, i nam mniej przystoi
Mężnych lechitów synom, bracia moi,
W obozie ze szkła winem zlanem hojnie,
Mówić o wojnie.
Placem wojennym nam stół, arsenałem
Piwnica, gdzie dość municyj zastałem;
Bachus hetmanem, mistrz artylerje,
Kto lepiej pije.
Od kogóż ginie Polska? uważyć to chciejmy,
Gdy zwierzęta i ptastwo rozrywają sejmy.
Zgubie Polski wartołba dosyć jedna głowa;
Nie życzę sroki uczyć „nie pozwalam” słowa.
Gdy jechał Rej do Anglów przez Holendry, z gniewu
Zabił Polak Holendra i przysądzon drzewu.
Żadnego tamte prawa nie mają respektu.
Widząc go, wyjechawszy rano z Ultrajektu,
Uchyliwszy firanka, wesołą posturą
Rzecze do swoich z karety: Przecie naszy górą.
Jadąc tam, w Smoleńsku, jeden z naszych kupił za półósma groszy polskich głuszca, parę cietrzewi i parę jarząbków. A jeszcze to Moskwicin przedał nie swojemu, ale cudzoziemcowi. Co rzekę o futrach kosztownych, sobolach, marmurkach, kunach, popielicach i inszych: których jako wiele tysięcy sokołów do cudzych ziem wynosi, a wzajem jako wiele tysięcy złotych za nie do Moskwy przychodzi, sama nasza Polska i Litwa świadkami są dobrymi.