Do żałosnej Korony Polskiej po traktatach tureckich

Wacław Potocki

Wzdychasz, mężna dziewojo, sarmackiego rodu
Bogini, z uprzejmego tłukąc pierś zawodu
Pełną ręką tryumfów, nie bez wiecznej straty
Widząc w drugiej żałosne z Turkami traktaty.
Farbujeć skroń rumieńcem tak niezwykła plama,
Ani w nich znasz Polaków, ani siebie sama.
Owych, mówię, Polaków, co swej ostrzem bronie
Za lodowatych nurtów gdzieś zagnali tonie
Durnego Moskwicina; onych, mówię, którzy,
Kiedy się na nich tyran wschodowy oborzy,
Cały świat swych zastępów zatrwożywszy gromem,
Nie z polskiej, z jego ziemie odprawią go z sromem;
Których, gdy pojedynkiem nie mogą, ostępem
Chcą pożyć, lecz wprzód spasą swoje ścierwy sępem
Szwedzi, Węgrzy, Kozacy, Multani, Wołosza,
Aleć wszyscy ci wzięli pałaszem odkosza.
Hamuj jednak swe treny, bo ta szkoda, co cię
Dziś potkała, nie może dać szkody twej cnocie.
Fortuna i przedwieczne wszechrzeczy przyczyny -
Trudno komu inszemu dać w tej mierze winy.
Wszytko, co w górę rośnie, doszedszy terminu,
Spada zaś na dół lotem, jako woda z młynu;
Jeden tylko świat stoi, jako począł z młodu:
Na nim mi nie pokażesz nic bez peryjodu.
Rzym w oczach, kędy tysiąc tryumfów po sobie
Plugawy jeden traktat kaudyński wyskrobie;
Stąd Hannibal, stąd Kanny, wzór klęski szkarady:
Czy gardzi nowa troska starymi przykłady?
Pojżry wkoło, a obacz jako na regiestrze
Wszytkie państwa. Co naprzód twej się stało siostrze,
Czeskiej koronie: zginął przepis złotej bule,
Ledwo ją po języku znać i po tytule;
Kiedy ją ptak dwugłowy do niewolej spycha,
Próżno nieboga pierwszej do wolności wzdycha.
A one, przed którymi świat dygotał, Włochy,
W jakie cząstki i w jako drobne poszły trochy!
Drżał Francuz pod angielską niedawno siekierą,
Taż jęczał Portugalczyk obarczony bierą.
Patrz na one szerokowładną w Niemcech Rzesza,
Jako ją marni Szwedzi sromotnie okrzeszą;
Żadna blizna takiego nie zarości strupu,
Aże możnym Augustom przyszło do okupu.
Hiszpan, który świat w morskim okrążył zatopię,
Co nań złoto bogata Ameryka kopie,
Tyle koron trzymając, aż i antypody,
Musi iść z poddanymi do miru, do zgody,
I którym wczora: chłopi, dziś Holendrom pisze:
Przyjaciele, sąsiedzi, moi towarzysze!
Żałosnym rozerwane nucą Węgry trenem;
Wykupiła się Szwedom Danija Schonenem.
Patrzaj na tron Neptunów, choć w pół morza stoi,
I bogu się przeciwnej fortuny okroi:
Jeszcze swej nie opłacze Wenecyja Krety.
Powszechna tu natura rzeczy winna, nie ty,
Gdy pięć lat wytrzymawszy, po trzydziestoletnej
Wojnie w mir, że konieczny, dlatego nie szpetny,
Wchodzisz z Turki, a wżdy świat chrześcijański drzymie.
Z Turki, mówię, ach, groźne wszem narodom imię!
Każdego dosiąc może tak żałosna zmaza,
Która dziś Polskę smuci, ale aza, aza
Wolą się chrześcijanie sami z sobą waśnić
Niżeli krzyż Chrystusów na świecie objaśnić,
Choć tysiącem kościołów, milijonem ludzi,
Co rok tamtych meczetem, tych rznięciem paskudzi.
Już Bóg żegnaj Podole z ukraińską dziczą,
Już i was, już poganie wiecznie odgraniczą;
A których ciał nie mogli przy duszy, przy siłach,
Martwe kości w niewolą bierą po mogiłach.
A bodaj zachęcony z takiego obłowu,
Jeśli nas Bóg opuści, nie pomknął ku Lwowu.
Bóg żegnaj płodna ziemi, wszech żołnierzów matko,
Już do nas niewrócona; bo nigdy, nie rzadko,
Cokolwiek ta szkarada bestyja pożarła,
Nigdy, mówię, z chciwego nie wyrzygnie garła.
Chyba się użaliwszy nas Bóg ją przymusi,
Że nazad jego czyste świątnice wykrztusi;
Ale patrząc na grzechy, co siągają nieba,
Barziej życzyć niżeli spodziewać się trzeba.