Beresteczką potrzebę Apollo śpiewa.

Wespazjan Kochowski

Beresteczką potrzebę Apollo śpiewa.

Tam gdzie kozacką wspienione posoką
Wody się Styru błotnistego wloką,
A buntowniczym trupom w lgniącem bagnie,
Grób się stał na dnie.

Ku wschodowi się obracając w lewo,
Piękny pagórek, cyprysowe drzewo
Gęste osiadło. Tam gdy Febue skłoni,
Tak w cytrę dzwoni.

Też to są pola? też to, Filippiki?
Gdzie niezliczone z obudwu stron szyki
Jednego gniazda stanąwszy orężnie,
Zwarli się mężnie?

Znać ku Austrowi buntownicze, ślady,
Gdzie jak szarańcza opadł gmin szkarady,
Tu się przy górze za przymusem skorym,
Okrył taborem.

Sam pod buńcznki Tatarzy majaczą,
Zielone hana ich chorągwie znaczą,
A tego zwycięstw rozdyma nadzieja,
Isłan Giereia.

Poniżej polskie bielą się namioty,
Przed niemi stoją liczne w szyku roty,
Proporce z wiatrem wolniuchnym igrają,
Konie tupają.

Cokolwiek oblał Euxyn starożytny
Narodów aż po ocean błękitny,
Od gór Karpackich aż do krainy
Leśnej Hercyny.

Tych w polerownej król Kazimierz zbroi,
Aż gdzie w najdalszym rogu hufiec stoi,
Objeżdża wiadom Marsowej praktyki,
Sporządza szyki.

Cichuchno wszędzie. Tak niźli pieśń znaczną,
Różnemi głosy muzykowie zaczną,
Kapelmistrz kinie, śpiewanie ustaje,
Jak pauzę daje.

Ale jak głośne trąby się ozową
Pieśń zaczynając okropną Marsową,
W lot do zgubnego zbiegają się z bliska,
Pułki igrzyska.

Lecą chorągwie, jako kiedy śniegi
Ze dwóch gór czynią topniejac zabiegi,
Skąd woda bystrsza, ta wypiera drugą
Mocniejszą strugą.

Potocki środkiem ważnym idzie krokiem,
Prawym przywodzi Kalinowski bokiem,
A za swych wodzów skutecznym przykładem,
Młódż idzie śladem.

Sam z Koniecpolskim Zamojski podczaszy,
Dwaj Tyndaridae Sarmacyi naszej,
I Lanckoroński z młodym Ostrorogiem,
Kozakom srogim.

Pułk Ostrogskiego od nich okryt całkiem,
Tu z Lbomirskim Tyszkiewic marszałkiem,
Z nimi Szczawiński i Potocki stary,
Pędzą Tatary.

Z Sendomierzany margrabia dowodzi,
Z pułki Sobiescy kwarcianemi młodzi,
Od Warszyckiego niejeden i Tarła,
Pozbędzie gardła.

Ale nad wszystkich waleczny Hieremi,
Kładzie jak snopy we żniwa po ziemi,
Piorun wojenny, kogoli zasięże;
Bez głowy lęże.

Tak bywa z zimy, gdy przeciwne wiatry
Drzewem odziane rozdymają Tatry,
Łoskot okropny drzewo waląc czynią
W bliską jaskinią.

Tak właśnie i tam grzmot dział i szczęk broni,
Wołanie mężów, poryzanie koni,
Jęczenie rannych, odgłosy muzyki,
Zwycięzców krzyki.

Straszllwy widok czyni ta potrzeba,
Nie widać światla rumianego Feba,
Mrok wszędzie ciemny, dymna z strzelby wrzawa,
Z ziemie kurzawa.

Lecą na pował zabici szkaradnie,
Nie jeden z konia mężny rycerz spadnie.
Już Ossoliński z Lanckorońskim legli,
Mężowie biegli.

Już Kazanowski człowiek z przodków wzięty,
W naczelnych pułkach bój wszczynając, ścięty.
Już i Stadnicki najeznik surowy
Został bez głowy.

Ale nie darmo krew się leje droga;
W Kozakach klęska nagradza ją sroga.
Bierze sowite z zabitych dusz dani
Erebu pani.

Pierzchliwa orda w końskie dufna nogi
Szczerze ucieka nie pytając drogi;
Nie myśli zwykłym w takowej robocie
Już o odwrocie.

W taborze Kozak myślić o tej Hydrze,
Któryć Mulcyber żaden już nie wydrze
Polaku. Stołby gadziny ostatki
Wpadłyć do łapki.

Wtem gdy do szturmu polska młódź iść miała,
Apollinowi strona się zerwała,
Którą gdy wiąże, a tymczasem wściekli
Chłopi uciekli.

Utwór poświęcony zwycięskiej bitwie pod Beresteczkiem (1651 r.), gdzie starły sie wojska Rzeczypospolitej, pod dowództwem króla Jana Kazimierza, z siłami kozacko-tatarskimi.

Wespazjan Kochowski – Niepróżnujące próżnowanie