nędzna rzecz jest domagać się urzędów

[...]
Lecz ja tego jeszcze nie wiem: godzili się dostojeństw prosić? Bo acz się to w Rzymie godziło, gdzie urzędy były doroczne, nie już się dla tego u nas godzi, gdzie urzędy są dożywotne.
Bo musieli oni, którzy w Rzymie rzeczpospolitą rządzili, skoro doszedł rok, i z urzędu ustępować i liczbę z niego czynić. Dawano im też winę o branie nad ustawę podatków i darów, gdzie jeśli ostali winni, wtedy je z nimi wywoływano i inszymi obyczajami karano. A przetoż każdemu obywatelowi dozwalano o urzędy prosić; bo każdy, na urzędzie będąc, musiał o tym myślić, że drudzy, którzy przyszłych lat po nim na onże urząd następować mieli, tak się przeciwko niemu zachować mogli, jako się on (na urzędzie będąc) przeciwko nim zachował. Ale u nas, gdzie mało nie wszystkie urzędy duchowne i świeckie dożywotne są, nie wiem, aby miało być jakie miejsce zostawiono takowym do urzędów chciwym, którzy by się do urzędów garnęli, a prawie wtrącali, albo sami o nie prosząc, albo je przez kogo inszego sobie jednając; bo się tak zda, że ich ci nie dla rzeczypospolitej, ale dla swego pożytku dostawają, co by okrom złej i szkodliwej wszystkiej ziemi skazy być nie mogło, zwłaszcza jeśliby ci, co na urzędzie są, nie bali się ani mniemania o sobie ludzkiego, ani oskarżenia dozorców, bo się takowi bardzo łacno za chęciami swymi puszczają. Plato mówi i Cicero powtarza, że nędzna rzecz jest domagać się urzędów; a dobrze mówią, bo to nie przystoi, żeby żeglarze albo sprawcy okrętów mieli onych najdować, którzy chcą na morze jechać, aby się im dali wieść, ale ci, którzy chcą morze przejechać, szukają i używają posługi żeglarzów. A aczkolwiek Paweł Chrystusów apostoł powiada, że ten dobrej rzeczy żąda, kto dozorcą być żąda — co się o inszych urządziech rozumieć może, ale to nie jedna rzecz jest, żądać a upornie się w co wtrącać. Tego nie przę, że człowiek dobry i uczony, wielem cnót do sprawowania rzeczy potrzebnych oszlachciony, ma tego pragnąć, aby, im najwięcej może, był pożyteczen narodowi ludzkiemu, wiedząc, że się nie sobie urodził, ale przyjaciołom, ojczyźnie i nabożeństwu albo wierze ku Bogu. I to też nie wadzi, aby takowy człowiek oznajmił tym, którzy rzeczpospolitą w mocy mają, że chce rzeczypospolitej służyć, a tę wolę swoje im okazał, jeśliby snać chcieli urząd jaki jemu zlecić. Nie jest ci to łakomstwo albo nieprzystojne urzędów domaganie, ale to jest dobra chęć a przeciwko rzeczypospolitej życzliwość. Boć jednak wiele ich jest godnych, co o nich nie wiedzą, którzy udali się na próżnowanie, mieszkając w kącie; wiele ich jest, których wola nie jest wiadoma, którzy się między ludzi na jaśnią nigdy nie ukazali; którzy aczkolwiek są dobrzy, cnotą i nauką ozdobieni, wszakże iż się w sprawy nie wdają, bywa to, iż muszą znosić panowanie niegodniejszych, niż są sami; aleć to słuszne od rzeczypospolitej karanie biorą za to, że ją opuszczają. Kto tedy będzie poczytan być godnym na urząd, ten do rzeczypospolitej ma przystąpić. Jeśli się będzie zbraniał, winien będzie — wyjąwszy, by dla tego się zbraniał, że to czuje do siebie, iżby temu nie sprostał. Bo kto by z lenistwa, albo wystrzegając się pracy, albo dla domowej jakiej zabawy do rzeczypospolitej i wezwany nie przystąpił, ten tak winien zostawa, jako on, który ojczyznę i pospolite dobro opuszcza. Bo ponieważ wszystkie wszystkich ludzi miłości jedna ojczyzna w sobie zamyka, wtedyć onę nad wszystko trzeba przekładać i wszystkie prace dla niej mężnie i śmiele podejmować; a to tak dalece, że jeśliby potrzeba rzeczypospolitej ukazowała, nie byłoby z przyganą dobremu a mądremu człowiekowi dobrowolnie się wtrącać do rządzenia i sprawowania jej, a do chętnego podejmowania niebezpieczności dla niej.
[...]
Wydanie elektroniczne można znaleźć tutaj: Andrzej Frycz Modrzewski: O poprawie Rzeczypospolitej